Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

20.06.2019

Doncaster, Hull i Hobby Craft

Dzień dobry!
Bez bicia przyznaję, że w tym tygodniu nie miałam w planach tworzenia posta ze względu na to, że od piątku do poniedziałkowego wieczora byłam w podróży. Rzecz jasna nie byłabym sobą, gdybym przy okazji wyjazdu do Hull nie znalazła po drodze sklepu z różnymi cudeńkami do robótek ręcznych. Nie kupiłam za dużo rzeczy (co jest dla mnie nowością), za to dostaniecie kilka fotek z samej podróży :). Zdjęcia zakupowe znajdują się na końcu posta. Zapraszam!

No to zaczynamy wycieczkę! Do samolotu trafiliśmy dopiero po 19, wcześniej czekała nas 5-godzinna podróż pociągiem, włóczenie się po Sopocie, a po przylocie kolejny pociąg. Na miejsce dotarliśmy po 23.
Zaczynamy od The Deep - oceanarium w Hull i jednego z głównych punktów na turystycznej mapie miasta. Na zdjęciu śmieszne węgorze, które zagrzebują się w piasku i tak sobie odpoczywają.
Ryba-piła. Miałam jeszcze kilka zdjęć z płaszczką, ale niestety stojąca obok Brytyjka bardzo energicznie gestykulowała, cały czas wpychając mi ręce przed obiektyw.
The Deep to trzypiętrowe oceanarium z dużą ilością akwariów i okazów różnych żyjątek - od pingwinów, przez ryby, ślimaki czy węgorze, na mrówkach kończąc. Było co oglądać.
A tutaj pingwinek. Mieli ich ok. 10, z czego dwa wysiadywały jaja. Trochę smutno było patrzeć na nie w zamknięciu, chociaż zwierzaki wydawały się całkiem zadowolone ze swojego położenia.
Więcej rybek! :D
Wystawa dotycząca powstawania lagun. Można było obejść całą naokoło,a dzięki przeszklonemu akwarium dało się zobaczyć, co dzieje się na powierzchni, jak i pod wodą.
Rzecz jasna, cała miejscówka była opanowana przez wrzeszczące dzieciaki i trudno się było do niej dopchać.
Znalazło się też miejsce na rękodzieło :D. Oto Lola, ryba-piła, stworzona przez artystkę na specjalną wystawę zorganizowaną w The Deep. niestety nie wyłapałam za dużo szczegółów, a że było ciemno, mogłam cyknąć tylko 1 zdjęcie z włączonym flashem (który był tam zabroniony).
Prawdziwa kraina lodu :D> Można było nawet dotknąć specjalnie wychładzanych ścian, by zobaczyć, jaki w dotyku jest lodowiec.
Meduzkiii!

Wyglądały iście majestatycznie.

I ten tęczowy tunel <3. Nic nie robił, po prostu był i sobie świecił, ale matko, jak ładnie świecił!

Axolotl :D! Miały takie fajne, uśmiechnięte pyszczki.
No i główny powód naszego przyjazdu: sobotni koncert 8-bit Symphony. Oto rynek przed ich domem kultury(?) - nie wiem, jak lepiej przetłumaczyć Hull City Centre.

Sala za mną (ja to ta czarna koszulka, dzień dobry!) przed rozpoczęciem koncertu. Pięć minut później wszystkie miejsca były już zajęte.
Rzecz jasna, co to za impreza o starej muzyce z gier bez starych komputerów?
Zrobione na szybko w trakcie przerwy, bo nie wolno nam było używać telefonów. Siedzieliśmy bardzo blisko sceny. Niesamowite przeżycie!
Już po koncercie, wejście do teatru. Wyglądało to epicko, jak i całe przedsięwzięcie.
Później wybraliśmy się na deser do Kaspa's. Powiem jedno: dla tych słodyczy człowiek jest w stanie zrobić wszystko. Nawet mój luby się skusił, choć nie przepada za słodkościami.
Zrobione na szybko, kiedy cała reszta pobiegła zamawiać, a ja zostałam pilnować ciuchów.
Moje pierwsze zamówienie, Cookies and Cream Sundae <3.
A to już w dzień wyjazdu, nie mogliśmy sobie odmówić :D.
Moje cudowne karmelkowe coś. Miały być lody waniliowe z karmelem, dostałam gorzką czekoladę z karmelem, bo zepsuła się maszyna do lodów. I tak było pyszne.
I lody o smaku gumy balonowej, czyli preferowany przez lubego smak... cóż, wszystkich deserów.
Przyznać trzeba, wygląd kosmiczny.
A to już crepes znajomego :D.
I już na wyjeździe - śmieszny most.

Jazda po innym moście.
Jakaś randomowa ładna miejscówka.
Humber Bridge - 8 na świecie most (pod względem długości), który skrócił podróż pomiędzy dwoma miejscowościami na przeciwnych stronach rzeki o 80 mil.
Znajomy bardzo się uparł, by go zobaczyć przed wylotem. ja tam nie narzekałam.

A tu w drugą stronę od mostu ;). Woda mętna, bo świeżo po deszczu.

I ostatnie zdjęcie z wyjazdu, piękny zachód słońca w samolocie.
A teraz to, co tygryski lubią najbardziej: zakupy!
HobbyCraft znalazłam już drugiego dnia po przyjeździe podczas naszej próby dotarcia do rzeki, i jeszcze tego samego dnia tam zawędrowaliśmy. Dwa piętra czystej przyjemności: robótki papierowe, maszyny do szycia, maszyny do wycinania naklejek, laminarki, naklejki, szydełka, muliny (serce wciąż mi mocniej bije na wspomnienie tych wystaw kompletnych kolorów mulin DMC, Anchora i jeszcze jednej firmy, do której nie zdążyłam podejść) i wszystkiego, co najlepsze. Niestety (a może i stety), luby wie, że mogłabym przewalić dosłownie wszystkie nasze wyjazdowe fundusze, dlatego już po kilku minutach łażenia oznajmił, że mam się streszczać, bo jest głodny, a w ogóle to mamy się spotkać ze znajomymi. Dlatego zdążyłam złapać tylko 3 rzeczy.
Malutkie brokatowe butelki za jakiegoś funta, na przecenie. Po prostu mi się podobały, proszę nie oceniać ;_;.

No bo one są takie malutkie i słodkie, no. Jak kiedyś wykorzystam cały ten brokat, to coś tam pewnie wsadzę.

No oczywiście, że walnęłam sesję zdjęciową ;). Tło to notes od Devangari, służący zazwyczaj za bullet journal. Problemem jest to, że w trakcie podróży korki docisnęły się za bardzo i teraz tylko srebrny da się otworzyć bez niszczenia korka :/.
<3

Ciekawostka: brokat bardzo trudno się fotografuje.
Bliżej się nie da, bo brokat wyjdzie rozmazany.
Tu tylko jedno zdjęcie, bo ciężko sfotografować lśniące naklejki. Jak tylko je zobaczyłam, to się zakochałam <3.
Oraz, oczywiście, najważniejszy punkt programu: Magic Paper Kit od DMC. Kupiłam trochę przez przypadek, bo myślałam, że wzór nie jest nadrukowany i ten magiczny papier wykorzystam do swoich planowanych na spodniach koi.
Niestety, wzorki są już nadrukowane, ale bez paniki, i tak go jakoś wykorzystam. Dostałam papier z wzorem, trzy muliny, igłę i instrukcję.
Bardzo fajnie, przejrzyście napisane, co i jak należy robić.
A tutaj instrukcja, jak używać papieru.
Zdjęć dużo, bo się zakochałam i nic na to nie poradzę. Za zestaw dałam 6 funtów.
<3
No zachwycam się.
Jestem ciekawa, jak blisko wzorów będę mogła ciąć, bo na resztkach "magicznego papieru" planuję narysować swoje małe koi.
<3
I jeszcze zarobiłam 3 muliny, no żyć nie umierać.
Tylko teraz pozostaje problem: na czym ja wyhaftuję te kaktusy?
I cóż, to na tyle zdjęć z tej wycieczki :D. Było męcząco (i to bardzo), było ciekawie, było wesoło, super było się znowu spotkać ze znajomymi z innych krajów. A za dwa tygodnie znowu ktoś do nas wpada, a na październik kombinujemy wypad do Norwegii (w końcu tam nas jeszcze nie było). 
A na razie trzymajcie się i do następnego!