Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

12.04.2019

Szałwia #1

Dzień dobry, moi drodzy!
Post dotyczący postępów nad wiatrakiem miał pojawić się wczoraj, ale z przyczyn różnych publikuję dzisiaj coś innego :). Wyjaśnienia dotyczące mojej decyzji znajdziecie na końcu, a tymczasem  zapraszam do oglądania zdjęć nowego haftu: szałwii.

Haft: Sage (szałwia)
Producent: Coricamo
Haftowane od: 11.04

Możecie kojarzyć ten zestaw z jednego wcześniejszych postów o niespodziankach i małych projektach, o których pisałam jakiś czas temu. Jest do 2 z 4 haftów z serii ziół w ogrodzie, pierwszym który zrobiłam była lawenda (ale o tym już w historii pewnego haftu, którą kiedyś w końcu napiszę).

Kolorków mamy 12, tradycyjnie mulina od Madeiry, są całkiem przyjemne dla oka, ale jak dla mnie we wzorze zaburzone są proporcje pomiędzy zielenią i różami. Jasne, kwiat lawendy są bujniejsze niż takiej szałwii, ale tak czy tak.
Aida ecru (100% bawełna) o gęstości 54 oczek/10 cm (14ct), jak to napisał producent. Strasznie twarda, ale ja ją tam lubię. Ciężko ją tylko umiejscowić na obręczy do haftu.

Lubię niewielkie wzorki od Coricamo, bo są przejrzyste, fajne i szybkie do haftowania. Problem zaczyna się przy większych przedsięwzięciach, takich jak chociażby wiatrak.

Oczywiście kicia przyleciała, jak tylko usłyszała, że wyciągam z szafki nowy haft, na którym jeszcze nie było jej sierści.

A tutaj postępy z dnia pierwszego. Wybaczcie mi kiepskie zdjęcia, ale pogoda ostatnio nie rozieszcza, jest ciemno, zimno i ponura, więc jakoś sobie trzeba radzić.
Haftu haftu haftu haftu. Jak już wspominałam, fajnie jest wyhaftować coś małego po ostatnich gigantach (haha, jestem ciekawa, ile będę płakać przy haedach, jak się za nie w końcu zabiorę).

A tak to wygląda dzisiaj, zdjęcie zrobione jakąś godzinkę przed publikacją posta.
Tak jak obiecałam, wyjaśnienie odnośnie wiatraka: po pierwsze, ten haft jest tak duży, że każde postawione w nim 100 krzyżyków ginie i bardzo powoli widać jakiekolwiek efekty. Po drugie, ciężko go dobrze sfotografować przy tak kiepskim oświetleniu, jakie mamy teraz. Po trzecie: chciałam skończyć przynajmniej jeden zestaw, zanim zamówię kolejne, które chcę wyhaftować przed wakacjami. Ale po kolei.
Udało nam się dwa tygodnie temu kupić przyczepę nad ślicznym jeziorem. Dodatkowo w środku mam miejsce na kilka niewielkich haftów, więc przysiadłam, poszukałam, i znalazłam trzech kandydatów o odpowiednich rozmiarach. Jeden z nich właśnie do mnie jedzie (a konkretniej to czeka w paczkomacie), ale o tym napiszę więcej następnym razem. 
Tymczasem do napisania i miłego weekendu!



4.04.2019

Wielkie pranie (#Gile 6)

Moje drogie czytelniczki!
Dziś nadeszła ta wiekopomna chwila zakończenia cyklu postów z gilami.  Wytargałam z szafy również inne dzieła, które mieliście już okazję kiedyś oglądać, żeby je w końcu wyprać. Bez zbędnego przedłużania zapraszam do oglądania.
Ktoś pamięta jeszcze kosmos i jeżynki? One też trafiły do prania :D. Hafty prałam ręcznie, moczyłam je w ciepłej wodzie z dodatkiem delikatnego mydła (a właściwie to szamponu), spłukiwałam zimną, później zawijałam w rulon wraz z ręcznikiem i wyciskałam. Po rozwinięciu naciągałam i w takiej pozie leżały aż do rana.
A tak prezentują się grubaski w pełnej, skończonej formie. Tego wgniecenia na bokach nie byłoby, gdybym po prasowaniu nie zapomniała o zrobieniu zdjęć (tak, poskładałam wyprasowany haft w kostkę i schowałam).
<3
Trochę zbliżeń na ostatniego gila, bo on w sumie miał najmniej czasu antenowego na blogu z całej czwórki.
Przy backstitchowaniu zauważyłam też, gdzie popełniłam pierwsze błędy, które potem sprawiły, że haft nie chciał mi się połączyć w innym miejscu - okazało się, że pierwsze pomyłki w krzyżykach pojawiły się już nad głową wyżej usadowionego gila.
Użyłam też dwóch (że tak powiem) rodzajów backstitchy - pierwszy, zwykły, poświęciłam na gile, gałązki i kuleczki. Drugi sposób polegał na tym, że po przeciągnięciu nitki na prawej stronie wzoru powracałam i wbijałam igłę jedno oczko wcześniej. Przeprowadziłam igłę pomiędzy splotami już wyszytej nici i leciałam do następnego punktu. W ten sposób rogi są mniej kanciaste, a sam backstitch jest na liściach bardziej wyrazisty.
I tak oto, drodzy państwo, docieramy do końca sagi o czterech ptakach na gałęzi. Z tej samej serii są jeszcze sikorki, ale na razie robię sobie krótki odpoczynek od ciemnej kanwy. Nie wiem, czy zajmę się teraz młynem (pasowałoby, ale nie bardzo mam ochotę), tymiankiem (jak ja tęsknię za szybkimi, prostymi haftami!), czy może znowu zamówię coś innego. Noszę się też z zamiarem zrobienia jednego, niewielkiego wzoru na podstawie grafiki, w której jestem zakochana. Cóż, czas pokaże.
Tymczasem żegnam sie z wami i do następnego!